niedziela, 13 stycznia 2013

Zawieszam

Postanowilam zawiesic tego bloga, dlatego ze nie do konca byl przemyślany i nie mam pomyslu na kolejne rozdzialy :) Mozliwe ze wroce do jego pisania ale na razie niczego nie moge powiedziec xx
Zapraszam na mojego drugiego, nowego bloga na ktorym jeszcze dzisiaj badz jutro powinien pojawic sie prolog :) klik

sobota, 12 stycznia 2013

UWAGA

Super ja zmieniłam bohaterów, jedni dostali inne imię, drudzy wygląd. You know, myślę że dopiero teraz jest tak jak chciałam żeby było. Dzisiaj czytałam też wszystkie 4 rozdziały które udało mi się do tego czasu napisać i myślę że z czasem dostaję w prawe i pisze lepiej tak więc mam nadzieje że nie przekreślacie tego opowiadania :)
Bohaterowie <--- A tutaj kliknijcie żeby zobaczyć zmianę!xx

środa, 26 grudnia 2012

4. Dreams are like angels

WŁĄCZ
Dopiero co zaczął się styczeń a ja leżałam na parapecie z bolącym brzuchem od samego rana. Marny początek ''wspaniałego'' Nowego Roku jakim miał być. Moje myśli od jakiegoś czasu wypełnione są Harrym. Nie rozumiem tego chłopaka. Co mają znaczyć te jakieś odjazdy. Świr. Tak szybko zapomniał że mnie nienawidzi? Geeez.

Pośpiesznie wstałam z łóżka i wcisnęłam się w jeansy leżące na zielonej pufie. Na ramiona zarzuciłam czarną kurtkę i cicho zeszłam na dół. Podeszłam do drzwi z nadzieje że nikt mnie nie usłyszy.
Musiałam się przewietrzyć, iść do sklepu, po kawe. Obojętnie. Chciałam po prostu wydostać się z domu.
-Może pójdę z tobą?-Zatrzymał mnie Dan kiedy wychodziłam. Mój wzrok zatrzymał się na jego ręce trzymającą moją. Momentalnie ją puścił a na jego twarzy pokazały się rumieńce.
-Nie dzięki. Muszę pobyć trochę sama. *klik*-Odwróciłam się od niego i wyszłam. Powinnam się cieszyć czy nie? Z jednej strony Daniel mnie niesamowicie pociąga, no ale z drugiej tak dobrze się dogadujemy jako przyjaciele. Nie wiem czy powinnam ryzykować.
Może nawet nie byłoby tak głupio gdybym z nim była, w dodatku Styles pewnie by się odczepił. Z akceptacją rodziców też byłoby łatwo, Daniel jest idealnym kandydatem na chłopaka.
-Stefanie, stój!-To ostatnie słowa które usłyszałam. Jedyne co czułam to ból przeszywające całe moje ciało.
                                                                         ***
Po otworzeniu prawego oka uderzyło we mnie okropnie jasne światło. Zniechęciło mnie to do otwierania drugiego oka, ale chyba powinnam to zrobić bo do chuja pana nie mam pojęcia gdzie jestem. Aha, już wszystko jasne, jestem w szpitalu. Odwróciłam głowę w lewo, na kanapie pod oknem siedział skulony Daniel który widocznie spał. To słodki widok, wyglądał jak mały bezbronny chłopiec. W celu ''zbadania'' sali, obróciłam głowę w prawą stronę.
-Cholera, nooo....-Krzyknęłam na widok Harrego i syknęłam z bólu.
-Steph?Przebudzony Chris podbiegł do łóżka na którym leżałam.-Steph? Co się stało?
-Nie no nic. Po prostu się przestraszyłam. Gdzie jesteśmy i czemu tu jesteśmy?-Wydmuchałam głośno powietrze z nosa.
-Jesteśmy w szpitalu. Od trzech dni leżałaś w śpiączce. Ja tu jestem ze względu na Perrie, a on...-Przerwał skołowany.
-Ja tu jestem po prostu dla ciebie.-Dokończył za niego blondyn z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Czekajcie. Jak to ze względu na Perrie?!-Podniosłam się gwałtownie, ale po chwili opadłam na poduszki z bólu.
-Leż dziecko kochane! Masz połamane trzy żebra, dużo siniaków, dużo szwów i sporą rane na czole. Dobrze że się już obudziłaś. Ile widzisz palców?-Jakaś otyła staruszka podstawiła mi palce pod nos.
-No cztery. Gdzie są rodzice?
-Tata w pracy, wczoraj przesiedział z tobą cały dzień, a mama je kolacje w barku na dole.-Odparł Daniel, gładząc mi dłoń.
Cała sytuacja jest całkiem ciekawa. Właśnie dowiedziałam się że leże sobie w szpitalu od kilku dni,  po jednej stronie łóżka stoi Daniel, po drugiej Styles który twierdzi że jest tu przez Perrie co mnie niezmiernie martwi. Do tego jakaś murzynka z plakietką Doris zmienia mi kabelki i macha łapami przed twarzą. Nie wiem co stało się trzy dni temu i jak wnioskuje dlaczego byłam w śpiączce.
-Wytłumaczy mi ktoś o co chodzi z Perrie, szpitalem. Najlepiej od początku. Czemu jestem w takim stanie?-Zapytałam nieco zniecierpliwiona po wyjściu Doris.
Chłopcy chcieli coś powiedzieć, ale do sali wbiegła moja mama. Podbiegła do mnie, objęła moje policzki i zaczęła całować po czole. Syknęłam lekko i zacisnęłam dłoń na dłoni Dana jeszcze bardziej, na co on jedynie wyszczerzył zęby. Na ten widok, Harry wyszedł z sali pod pretekstem przewietrzenia się. Mama także wyszła by zapalić i zadzwonić do taty tak więc w pomieszczeniu zostałam tylko ja z Danielem. Chłopak nadal trzymając moją rękę wyjął telefon i zaczął coś w nim stukać.
-Twoja siostra będzie tu za dwie godziny.
-Rany Daniel. Mogę się wreszcie dowiedzieć co się dzieje?-Puściłam jego rękę i schowałam się pod kołdrę.
-Zimno ci? No dobra. Trzy dni temu kiedy wyszłaś z domu, potrąciło cie auto które prowadziła ta cała plastikowa Edwards.
Harry tu tak na prawdę jest ze względu na ciebie, nie na nią. Powiedział że szedł cie właśnie przeprosić.
-No Chryste.-Jęknęłam głośno.-Jaka ta dziewczyna jest powalona. Aż się czerwona zrobiłam, co nie? Hm. To wszystko brzmi jak scenariusz do jakiegoś tandetnego amerykańskiego filmu.
-Harry i ja złożyliśmy na nią zeznania, nie martw się.
-Nie chodzi już o to. Ona ma jakieś problemy psychiczne? Bo ja nie wiem. Musze znać powód. Idź po tego Harrego. No idź po niego.-Warknęłam na co chłopak zachichotał i wyszedł. Dobra...Ale czy to było takie zabawne? A może to moja twarz. Ze stolika podniosłam małe lusterko.-Ew! Chociaż nie, nadal jestem seksowna.-Odłożyłam je z powrotem i poprawiłam kosmyk włosów opadający mi na policzek.
Po około 7 minutach pod sale wrócili chłopcy, rozmawiali chwilę bo widziałam ich przez szybę. Blondyn wydawał się być lekko zdenerwowany. Harry wszedł do środka a Daniel usiadł na krześle przed salą.
-Twój chłopak powiedział że chcesz ze mną porozmawiać.
-Huh?! Zacznijmy od tego że on dla mnie pracuje i nie jesteśmy razem-Mruknęłam ze śmiechem w głosie.- Na razie dowiedziałam się że potrąciła mnie twoja kochana przyjaciółka. A teraz może powiesz mi jaki był tego powód?
Przez długą chwile Styles wyraźnie zastanawiał się jak mi opowiedzieć.
-Nie wiem jak zacząć.
-No! Spróbuj!
-To przeze mnie. Na sylwestra spotkaliśmy się w czworo, rozmawialiśmy, wtedy Elka wbiła na twój temat, że widziała nas w parku. Perrie się zdenerwowała. Wytłumaczyłem im jak było na prawdę, jak jest na prawdę, co jej sie nie spodobało. Nie wiem, kurwa. Wyszła z domu, Elżula za nią i nie widziałem jej do sytuacji kiedy cie potrąciła. Swoją drogą nieźle jebłaś.
-Czekaj. Co dokładnie masz na myśli mówiąc ''jak jest na prawdę''?
-Hmmm. Wiem że to może dennie zabrzmieć, bo jeszcze ostatnio próbowałem ośmieszyć cię codziennie, ale ja też mam uczucia. Coś się we mnie zmieniło, czuje się winny. Przepraszam za wszystko co do tej pory zrobiłem i za to co na pewno zrobię nie raz, ale uwierz mi że zależy mi na tobie, na tym żebyś wyzdrowiała i była szczęśliwa. Jak tylko wrócisz do szkoły, zrobię wszystko żeby Perrie nawet na ciebie nie spojrzała.-Wydawał się taki przejęty. Swoją drogą...Ej! Zignorował moje pytanie.
-Myślę że lepiej będzie jeśli Natalie zmieni szkołę. Nie chce żeby ona i ta blondyna chodziły do tej samej szkoły, po tym co opowiedziała mi Melody.-Przed łóżkiem stanęła rodzicielka.
-Ale pani Tait...
-Jeszcze zobaczymy z resztą. A teraz zostawię was jeszcze na chwile, ojciec zaraz przyjedzie.-Westchnęła i opuściła sale.
-Słuchaj Harry. Nie pomagaj mi, najlepiej się odczep, zajmij swoim życiem. Nie chce żeby wyszło że to ja cie zmieniłam, a twoja przyjaciółka mściła się za nic. W ogóle co ja wam zrobiłam? Zawsze mnie to zastanawiało...-Pokiwałam głową.
-Tak na serio? Tak na serio to nie wiem. Zayn nie ma powodu dla ''znęcania się'' nad tobą, tym bardziej ja. Ale wiem że Perrie boli to jaka jesteś silna i obojętna. Szczęśliwa. Wiesz jakim ona jest typem człowieka, chce mieć wszystko i być w centrum uwagi. Ona bierze cie za wroga, dlatego tak zabolało ją kiedy powiedziałem że wcale cie nie nienawidzę, wręcz przeciwnie.
-Oh? Okej. Sporo się dzisiaj dowiedziałam. Nie chce być niemiła ale może zostaw mnie samą.
-Jasne. Napisze, zadzwonię. Czy coś. Mam nadzieje że wrócisz do szkoły, bo inaczej byłoby trochę pusto.
-Tsa... Na razie.
Okej.  Będę szczera, jestem rozkojarzona jak nigdy dotąd. Czy to dzieje się na prawdę? Kiedy tak o tym pomyśleć...Przecież to chore!
Czy na prawdę obchodzę Harrego? Wydawał się poważny kiedy mówił to wszystko. Nie może być taki zły, może tylko trochę zagubiony. To chyba odpowiednie słowo. Na dziś mi wystarczy.

Dno, dno, dno, dno. Ale napisałam chociaż nie jestem z niego zadowolona. Okropne ;_; Dzięki Olu za drobną pomoc <3
Następny rozdział pojawi się nie wcześniej jak 13 Stycznia ponieważ w Sobotę lecę na dwa tygodnie do polski. (będę blisko was moi wierni fani) Mój twitter
Mimo to Bardzo was PROSZĘ żebyście komentowali rozdziały jeśli je czytacie. Serio mi na tym zależy. Chce wiedzieć dla ilu osób pisze to opowiadanie i wgl. miło tak czytać komentarze :* Dzięki!x 

piątek, 14 grudnia 2012

3.I've been walking in the same way, as I did

W rozdziałach będę dodawać gify żeby było wam lepiej wyobrazić sobie jak dana osoba wygląda w tym momencie. A co. Raz się żyje x
_____________
WŁĄCZ
24 Grudnia. Minęły cztery dni po incydencie w Nando's który zastanawiał mnie przez resztę tamtego wieczoru i właściwie nadal mnie wierci. Harry na początku wydawał się chamski, ale potem coś się zmieniło. Przecież jeszcze kilka dni temu tyrał mnie w szkole. Rodzice nie do końca wiedzą dlaczego zniknęłam bez słowa, Melody wymyśliła jakiś tandetny powód w który łatwo uwierzyli. Chyba nie zrobiłam dobrego wrażenia na Stylesach. Ale właściwie nie do końca mi na tym zależało.

Siedziałam na parapecie wczytana w książkę Kwiaty na poddaszu nad którą siedziałam od wczesnego rana. Moją uwagę przykuwał Dan palący papierosa przed domem. Uśmiechałam się sama do siebie puki mnie nie zauważył. Pokazał żebym otworzyła okno.
-Wut?Haha
-Chciałem poznać twoją opinie, czy moje włosy dobrze się układają od góry.
-Perfekcyjnie.-Wywróciłam oczami i wróciłam do czytania.
Po kilku godzinach siedzenia na parapecie, odłożyłam książkę i zeszłam na dół.

Nie zdążyłam do końca stanąć na podłodze kiedy z głębi domu zawołała mnie Charlotte. Ta kobieta usłyszy nawet pająka.
Kiedy weszłam do kuchni, milion przeróżnych świątecznych zapachów uderzyło mi prosto w twarz.
-Kochana, idź do Daniela, daj mu tą listę zakupów i pieniądze. Niech jedzie na zakupy.-Powiedziała gosposia, dając mi do ręki kawałek papieru i portfel.
-Suuuuuure. To żegnam.-Odwróciłam się i miałam zamiar wyjść ale kobieta stanęła przede mną.
-Nie pomożesz nam w gotowaniu?
-Chcesz żebym spowodowała tu jakieś nieszczęście? No chcesz?
-Dobra masz racje. Uciekaj.-Zaśmiała się głośno a ja wyszłam z kuchni. Podeszłam do okna przed którym Christopher odgarniał śnieg z podjazdu. Przy drzwiach ubrałam buty i kurtkę po czym wybiegłam przed dom.
-Cześć.-Powiedział blondyn wbijając szufle w śnieg.
-Masz misje, jedziemy do sklepu. *klik*
-Z tobą zawsze, wsiadaj młoda-Chris wyciągnął z kieszeni kluczyki, podszedł kilka kroków do auta i razem weszliśmy do środka. Zapięłam pasy i głębiej przyjrzałam się liście zakupów.
-Aż tak źle?-Zaśmiał się na co odpowiedziałam mu szybkim uśmiechem.

Może opowiem wam więcej o Danielu?
To 21-latek, właściwie jeden z najmilszych chłopaków przeze mnie poznanych. Jest on synem bliskiego przyjaciela naszego ojca. Pracuje dla nas od roku, przez który mimo tego że spotykamy się rzadko, zdążyliśmy się bardzo polubić. A nawet zaprzyjaźnić. Jest on jedną z niewielu osób która wie więcej o naszym beznadziejnym życiu szkolnym. On zna moje sekrety, zna mnie. Zawsze czułam do niego coś więcej niż przyjaźń, ale to nierealne.
Tak po prostu, nie możliwe. Tak czy inaczej, Daniel jest jednym z nielicznych osób którym ufam i z którymi lubię spędzać czas.

Znalezienie wszystkiego z listy zajęło nam około godziny. W drodze do domu nie odzywaliśmy się w ogóle. Chris włączył jakieś przymulające pioseneczki a ja stukałam palcami o nogi.
-A ten... Miałem się zapytać, jak w szkole? Jak z tymi tymi...Mh. Te pakistany, mułzumany? No wiesz ten Zenek.
-Rany.-Jęknęłam przez śmiech- Jesteś hejterem? *link* Zayn. Em, no wiesz, czy ja wiem, są sobie idiotami, którzy próbują mi zrujnować życie, a w ten sposób się upokarzają?
-Moje krew!
-Wow! Hola! Nie jesteśmy nawet rodziną.
-Jeszcze.
-Widzę że już napisałeś sobie scenariusz na życie.-Odpięłam pas ponieważ podjechaliśmy na podjazd domu. Wyszłam z auta i udałam się do domu zostawiając go z zakupami. Stanęłam w progu i otworzyłam mu drzwi.

                                                                        ***
Po kolacji wszyscy siedzieli przed telewizorem i jedli ciasto. Nie mogłam usiedzieć w domu, było mi duszno.
-Gdzie idziesz?-Mama krzyknęła za mną kiedy zauważyła że ubieram buty.
-Zapalić.
-Talie może pójdę z tobą.-Daniel wyszedł z kuchni.-Nie wiadomo ile pedofilii kręci się na dworze w nocy.-Pokiwał głową.
-Dzięki za troskę. Pa-Złapałam za kurtkę i wyszłam z domu.

Harry

Szedłem parkiem, niedaleko domu Stephanie, adres dostałem kilka dni temu od jej ojca. Ta dziewczyna zaprząta mi ciągle głowę. Okropnie mnie ostatnio potraktowała, no bo co ja jej takiego zrobiłem? To na pewno wina rodziców, przez to że są znajomymi.
-Steph?-Ujrzałem dziewczynę kilka metrów ode mnie.
-Nie! Kosmita. Co ty tu robisz?-Podeszła bliżej.-Przecież jest późno. Jutro święta.
-Tak ale, ale no wiesz. W parku obok mojego domu jest dużo ludzi.-Skłamałem dość słabo.
-Co nie zmienia faktu że mieszkasz na drugim końcu miasta, w którym jest milion innych parków poza tymi dwoma.-Zakpiła
-A ty co robisz w parku o tak późnej porze?-Zignorowałem co właśnie powiedziała.
-Wyszłam odpocząć. Pozwól że zostawię cie samego.- Odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.
Stary,  nie możesz jej teraz puścić. Harry jest wigilia. Na pewno jeśli ją teraz pocałujesz, odwzajemni.
-Natalie, poczekaj.-Podbiegłem do niej.
-Cze...-Przerwałem jej pocałunkiem. Wydawałoby się że go odwzajemniła, po chwili się odezwała, odepchnęła mnie i wytarła usta. Zaczęła na mnie groźnie patrzeć aż wybuchła.
-HARRY! W co ty do chuja grasz? To nie jest fajne. Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz? Ja cie nawet nie lubię, lepiej, ja cie nienawidzę.-Odwróciła się i dodała.-Wesołych świąt życzę.
No teraz to już nie wiem zupełnie o co jej chodzi. Byłem miły, uśmiechałem się i wgl. każda inna po tym wskoczyłaby mi do łóżka. Więc czemu ona ma mnie w dupie?
-Harry, co to była za dziewczyna co cie tak spławiła?-Znikąd  pojawiła się Eleanor.
-Em... Nie znasz jej, nie chce o tym gadać.-Odwróciłem wzrok.
-Jesteś pewien? Bo widzisz Harruś, wyglądała jak ta pokraka z naszej szkoły.
-Przecież powiedziałem że jej nie znasz. Idę do domu... Wesołych Świat Eleanor.
-I po co te nerwy.-Odeszła
                                                                   ***
Po powrocie do domu, bez słowa pobiegłam do pokoju w którym siedziała Melody.
Widząc że nie dopisywał mi humor zaczęła wypytywać co stało się kiedy nie było mnie w domu.
Ona również nie potrafiła zrozumieć Harrego. Jezu Chryste...  Czemu podkusiło mnie żeby iść w stronę parku? Z takim szczęściem daleko nie zajdę.

-Proszę.-Krzyknęłam słysząc pukanie do drzwi.
-Hej mała. Przyniosłem ci herbatę i ciastka.-W drzwiach stanął uśmiechnięty Dan.
-To wchodź.-Zamknęłam laptopa a on usiadł na łóżku obok mnie.
-Ua, Mel powiedziała mi o tym całym Harrym. Jakiś psychol. Ale wiesz co..-Szturchnął mnie lekko w ramie.-Następnym razem powiedz im że masz silnego kolegę.
-Huh. Dzięki.-Popiłam herbatę.
-Co robimy? To znaczy jeśli mogę z tobą zostać. *link*
-Makijaż!
-Chyba mnie nie zrozumiałaś. Jaki znowu makijaż?!
-M A K I J A Ż. Ja tobie, ty mi.
-Lubie gdy jesteś taka stanowcza.-Powiedział na co ja dostałam kolejny atak śmiechu. Kochany...


Dobra może i wspaniałe to nie jest, ale liczą się starania. Dziękuje Oli za pomoc :') Love you!

12 komentarzy do następnego rozdziału. 
Chce się dowartościować. 
I przepraszam za błędy ;____;
Baj de łej, czy mam kogoś informować o nowych rozdziałach? Jeśli tak to podajcie swoje twittery. xxx

niedziela, 2 grudnia 2012

2. I'll say I'm fine.

21 Grudnia. Od wczesnego ranka szkoła była okropnie tłoczna, po korytarzach krzątali się uczniowie z walizkami i torbami. Za oknami prószył pierwszy w tym roku śnieg co wywołało ekscytacje u wielu osób. O 8 rano otwierają stołówkę więc dość wcześnie wyprostowałam włosy i zrobiłam tradycyjną już u mnie kreskę na oku. Ubrałam się dość ciepło i usiadłam na parapecie by poczekać na Melody kończącą się malować. Po kilku minutach była gotowa i mogłyśmy iść. Z biurka zabrałam klucze od szafki szkolnej i telefon. Wyszłyśmy z pokoju i ruszyłyśmy w stronę stołówki gdzie wybrałyśmy sobie coś lekkiego do jedzenia. Ledwo usiadłyśmy z tackami przy stole kiedy w głośnikach znajdujących się w rogach ścian usłyszeć można było głos dyrektorki mówiący- 'Witajcie moi drodzy a za razem Wesołych Świąt. Ponieważ jest to nasz ostatni dzień w szkole, wszyscy wracamy dziś na dwa tygodnie do domu, razem z nauczycielami stwierdziliśmy że dobrze będzie zrobić coś w stylu maratonu w sali kinowej. Jeśli podoba wam się pomysł, bądźcie tam o 12.00.' Po tym, wszyscy wrócili do jedzenia i głośnego rozmawiania o swoich świątecznych planach.
-I co? Pójdziem?-Zapytała Melody, popijając sok pomarańczowy.
-A co nam szkodzi. Tata przyjechać po nas ma dopiero o 15.30 więc tak czy inaczej nie mamy nic lepszego do roboty.
-No tak.-Przytaknęła i obie zaczęłyśmy zajadać śniadanie.

Po skończeniu odniosłyśmy wszystkie naczynia do pań które zajmowały się ich zmywaniem i wyszłyśmy ze stołówki by pochodzić po szkole zanim pójdziemy się pakować. W każdej części szkoły pachniało albo to drewnem, lub też pomarańczami i cynamonem. Było bardzo pusto, w szkole zostało może z 70 osób kiedy normalnie jest ich około 1 000. W wielu miejscach wisiała jemioła i stało pełno kolorowych choinek. Świąteczna atmosfera zaglądała do każdego kąta budynku. Po kilkunastu minutach wróciłyśmy do pokoju gdzie od razu zaczęłyśmy pakować walizki. Nie zajęło nam to długo bo już wcześniej uszykowałyśmy rzeczy które chcemy zabrać do domu.

                                                                        ***
Zajęłyśmy swoje miejsca i czekałyśmy aż sala się zapełni. Kiedy tylko popularni weszli do sali, zauważyłam że nie ma z nimi Perrie. Zdziwiłam się bo nigdy nie oddalali się od siebie dalej niż na 6 metrów. Jedyne puste miejsca były za mną, Melody i jakimiś przypadkowymi typkami którzy siedzieli obok nas. Niechętnie zajęli je i zaczęli rozmawiać. Odwróciłam się za siebie co przykuło ich uwagę. Zastanawiałam się czy się odezwać, przecież nie mogę bać się osób zachowujących się jak 11-letnie plotkary. Z resztą o incydencie ze zdjęciami już dawno zapomnieli wszyscy tylko oczywiście, jak zwykle nie ja.
-Gdzie zgubiliście królową?-Zapytałam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Musi rozkładać książki w bibliotece.-Odpowiedział mi Harry nawet na mnie nie patrząc.
-Myślałam że jej ''kara'' się już skończyła.-Odwróciła się również moja siostra.
-Tsa, ale Pani McMaster stwierdziła że bibliotekarce potrzebna jest pomoc.-Dodał a ja spojrzałam na dyrektorkę stojącą kilka metrów dalej która uśmiechała się w moją stronę, odwzajemniłam uśmiech i wróciłam wzrokiem na Harrego.
-Tak a to wszystko przez was dziwki!-Eleanor pozwoliła sobie podnieść głos.
-Widzę że ci jej brakuje ale czasem mnie nie oharaj. Z resztą nie prosiłam o to.-Burknęłam i odwróciłam się w stronę ekranu, ponieważ pierwszy film, a mianowicie Fred Claus-Brat Świętego Mikołaja powoli się zaczynał. Mało interesujące, ale lepsze to niż Kevin sam w domu.

Obejrzeliśmy 3 filmy, z czego nie słyszałam większości ponieważ państwo wyżej nie chcieli się zamknąć. Jedynie Eleanor siedziała cicho, wyraźnie czuła się bezsilna bez swojej pani. Kiedy tylko włączyły się światła jako pierwsza wybiegłam z sali, a za mną siostra dlatego że dobijała 15.30. Nie żegnając się z nikim wróciłyśmy do pokoju, z którego z trudem wytargałyśmy dwie walizki i zamknęłyśmy drzwi. Na dworze było sporo śniegu i pizgało jak na biegunie, na szczęście na parkingu szkoły stał już szary Land Rover Evoque z którego wyszedł domowy kierowca w czarnym garniturze zmierzający z pomocą.
-Cześć dziewczyny.-Zabrał nam walizki i jednym machnięciem wpakował je do bagażnika.
-Daniel? Ty? Ale mnie rozczarowałeś.A ojciec gdzie?-Spytałam z rozłożonymi ramionami.
-Razem z waszą mamą pojechali do galerii na większe zakupy. Co wy na to żebyśmy podjechali do Starbucksa, może się rozgrzejemy a kiedy wrócimy do domu oni na pewno już tam będą.-Mówił a ja wpatrywałam się w Eleanor i resztę którzy również patrzeli w naszą stronę mówiąc coś pod nosami. Po chwili podjechało czarne porsche do którego wsiadł Zayn pozostawiając Eleanor i Harrego na chodniku. Postanawiając nie zwracać na nich uwagi, powiedziałam Chrisowi że pomysł jest genialny. Mężczyzna otworzył nam drzwi i wpuścił do środka po czym sam wsiadł i odjechaliśmy.

                                                                      ***
-Dziewczyny dopijajcie, robi się ciemno, Charlotte zaraz zacznie się martwić.-Daniel wyrzucił do kosza swój kubek i wytarł twarz. Zrobiłyśmy to samo i wyszłyśmy z pomieszczenia kierując się do auta.
Wszystkie domy udekorowane były w lampki, świecące bałwany, śnieżynki i wiele innych ozdób. Było pięknie.

 Tak właściwie Charlotte jest naszą kucharką. To wszystko może wydawać się dziwne że wszyscy nam nadskakują, ale ja tego nie chciałam, tym bardziej Melody. Po prostu akurat moja rodzina musi być bogata. Matka zajmuje się projektowaniem ubrań, kiedyś była modelką ale jak sama mówi 'wolała poświęcić się rodzinie'. Ojciec tym czasem jest biznesmenem, wiemy tylko tyle. Nigdy konkretnie nas to nie interesowało, rodzice w ogóle są z innego świata. I to chyba dlatego chodzimy do jednej z najlepszych szkół w Londynie.

Kiedy podjechaliśmy pod dom, w drzwiach czekała na nas mama z Charlotte. Daniel złapał nasze walizki i zamknął drzwi do auta. Mama wybiegła się z nami przywitać po czym weszłyśmy do ciepłego domu. Postałyśmy przez chwile w korytarzu rozmawiając o szkole. Rodzicielka zadawała tysiące pytań po czym finałowo pozwoliła nam iść do siebie.
Pokój wydawał się taki sam jak wtedy kiedy ostatnio we wrześniu go zostawiłyśmy, może tyle że było czyściej. Kiedy właśnie miałyśmy zejść na dół do pokoju wszedł tata którego wcześniej nie było w domu. Przywitaliśmy się i razem wróciliśmy na dół gdzie siedziała mama.
-Dziewuszki, pomyślałyśmy z waszą mamą żeby jutro upiec ciasteczka. Co wy na to? A dzisiaj sobie odpoczniecie.-Powiedziała gosposia pełna zapału podając nam herbatę.
-Przepysznie.-Zaśmiała się moja siostra, siadając na krześle.
-To jak tam szkoła? Macie przyjaciół?-Odezwał się ojciec.
-Właściwie dobrze, z resztą chodzimy tam od kilku lat. Przyjaciół nie mamy. Jak to w szkole, ale gadamy z ludźmi nie bójcie się, jeszcze nie zdziczałyśmy.-Powiedziałam kończąc temat i zabrałam się za popijanie ciepłego napoju.
-O jezu! Bym zapomniała kompletnie, że podczas zakupów wpadliśmy na nowych znajomych i umówiliśmy się z nimi na obiad. Tak swoja drogą ich syn chodzi do waszej szkoły.-Ocknęła się mama.
-Ta? Jak ma na imię?-Spytałam zaciekawiona.
-Hmmm jego imię zupełnie wypadło mi z głowy, ale będziecie miały szanse go poznać o ile macie ochotę iść z nami oczywiście.
-Niby czemu nie i tak jesteśmy głodne, co nie Steph.-Melody wskoczyła mi na kolana.
-No niby tak.-Kiwnęłam głową.
-To ubierajcie się.-Pospieszyła nas kobieta.

                                                                          ***
Byliśmy pod Nando's. Przed nami stało małżeństwo w wieku 35-40 lat. Coś zaczęło mnie martwić, widziałam ich kiedyś. Ale gdzie? Tego nie wiem. Właśnie teraz wszystko się wyjaśniło, kiedy zza ich pleców wyszedł rozczarowany Harry.
-Mamo, z całym szacunkiem, ale to nie wypali.-Warknęłam spoglądając na nich błagalnym wzrokiem.
-Ale czemu nie, dziecko uśmiechnij się.-Powiedziała machając w ich stronę a ja jedynie spojrzałam na siostrę która też zadowolona się nie wydawała.
-Cześć kochani, świetnie wyglądacie. To są właśnie nasze córki, Melody i Stephanie.-Mama przedstawiła nam rodzicom Stylesa.
-Hej hej, wy naszego syna już znacie. Cześć Stephanie, Melody.-Kobieta, która była mamą Harrego, podała nam ręce.
-Miło nam was poznać. Może wejdźmy do środka.-Dodał jego ojciec. Weszliśmy do środka. A ponieważ stoliki duże tam nie są, ja, Melody i pan popularny usiąść musieliśmy w zupełnie innej części restauracji.
Po kilkunastu minutach dostaliśmy zamówienie które zjedliśmy w ciszy. Przez cały ten czas, Harry pisał z kimś smsy. Dlatego my nie zwracając uwagi że siedzi obok, zaczęłyśmy rozmawiać o różnych sprawach.
-Nigdy bym nie powiedział że jesteście bogate. Nie widać tego po was.-Powiedział odkładając telefon do kieszeni.
-Okej? Widać pozory mylą.-Mel przymrużyła oczy.
-Ja zaraz wracam.-Powiedziałam ignorując ich obu kiedy zachciało mi się siku. Wstałam ale nawet poza szkołą Harold musi być chamski, mianowicie chodzi o to że podstawił mi nogę przez co upadłam na mężczyznę niosącego jakiś sok. Przeprosiłam go i odwróciłam się w stronę naszego stolika.
-Czy ty masz nierówno pod sufitem?-Krzyknęłam na śmiejącego się chłopaka.
-Przepraszam. 
-No...Oczywiście.-Powiedziałam tracąc cierpliwość po czym pobiegłam do łazienki gdzie ściągnęłam z siebie sweter, pod którym miałam jedynie koszulkę. Niespodziewane do pomieszczenia wszedł Hazz.
-Ej zobacz Stephanie, naprawdę cie przepraszam. Myślałem że będzie śmiesznie.
-Czemu sobie nie darujesz. To już nawet nie jest śmiesznie. Codziennie mnie ośmieszasz. Przecież nie ma tu twoich cudownych przyjaciół. Po co to? Jebnij się zanim coś zrobisz.-Mruknęłam zeskakując z blatu i ruszyłam do drzwi ale chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął bliżej siebie.
-Nie wiem co mam ci powiedzieć. Po prostu uwierz mi że przepraszam. Masz racje za 4 dni święta, chociaż dzisiaj niech będzie normalnie.-Spojrzał na mnie z widocznym żalem w oczach po czym zaczął niebezpiecznie się zbliżać aż nasze usta powoli zaczęły się łączyć.
-To dla ciebie jest normalne? Oszczędź sobie ten dramat. W ogóle wiesz co. Wesołych Świąt, na razie.- Pokiwałam głową i wyszłam z łazienki omijając nieznajomą mi kobietę po drodze.
-A ty dokąd?-Krzyknęła za mną 16-latka.
-Do domu, przeproś rodziców.
Podsumowanie? Najgorszy dzień w historii. 

Hej, ale niewypał! ;_; Jak same widzicie, rozdział jest dłuższy od pierwszego. Nie wiem. Wspaniałe to nie jest ale pocieszam się tym że jest wiele gorszych.
Proszę o komentarze. Bo to chyba niesprawiedliwe że ja tracę swój czas a nikt nie daje nawet po sobie znaku. Myślicie że powinnam pisać dalej? Bo widzicie same że jakoś słabo to wychodzi. Mwah! xx

środa, 28 listopada 2012

1. Turn around. Open your eyes.

-Malody obudź mnie jak będziesz wychodzić na lekcje.- mruknęłam jak najgłośniej potrafiłam o tej porze, przekręcając się bezsilnie z boku na bok słysząc jak dzwoni budzik w telefonie siostry. W odpowiedzi usłyszałam tylko niewyraźne 'dobrze' i huk co oznaczało jedynie że spadła z łóżka, po czym szybko wróciłam do spania.

-Stephanie wstawiaj leniu!-Usłyszałam wyraźny krzyk 16-latki i zimny powiew na ciele, przez to że zerwała ze mnie puchatą kołdrę.
-Świnia-Warknęłam podnosząc się z łóżka, znajdującego się zaraz przy oknie. Odsłoniłam długie pistacjowe zasłony i wpuściłam chłodne powietrze do środka po czym rozczarowana zamknęłam okno. Czego można się spodziewać po wczesnej zimie? Na pewno nie fiołków.
-Idę, widzimy się na przerwie.-Rzuciła, podnosząc plecak z podłogi.
-Ciał...-Pomachałam w stronę drzwi, czego nie zauważyła bo już dawno była po drugiej stronie.
Ponieważ moje lekcje zaczynały się za godzinę i 20 minut, stwierdziłam że lepiej zacząć się szykować mimo tego że na piątkowe lekcje nie bardzo mi się paliło. Żwawym krokiem ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, zrobiłam najzwyklejszy makijaż, a włosy spięłam w luźnego koka na tyle głowy. Po wyjściu z łazienki pobiegłam do garderoby z której wybrałam pierwszy lepszy zestaw który wpadł mi w oko. W drodze do wyjścia, chwyciłam klucze i torebkę, po czym otworzyłam drzwi prowadzące na zatłoczony korytarz pełen ludzi. Pośpiesznie zamknęłam drzwi i ruszyłam w zupełnie inną część szkoły w której znajdowały się wszystkie klasy, sale, biblioteki, toalety i stołówka dla uczniów.

 Popularni, hipsterzy, skejci, kujony, zakochani. Wszystkich tych dobrze znanych mi uczniów mijałam z obojętnością w oczach, ignorując wszystkie przepychanki, gwizdy i teksty. Dlaczego? To dość normalne po 5 latach widzenia ich codziennie. Nie mogę jednak narzekać iż nie zostało mi w tej szkole tak długo i jak mówi mój ojciec, jeszcze zatęsknię za nimi wszystkimi. W co wcale nie wątpię.

Ponieważ miałam jeszcze kilka minut do dzwonka, chciałam wyciągnąć kilka książek z szafki, ale dostęp do niej uniemożliwiała mi grupka popularnych, a dokładniej to Zayn, Harry, Eleanor i ich blond królowa-Perrie Edwards. Jak sama sądzi, najpiękniejsza dziewczyna w Londynie, cóż może mnie trochę poniosło z tym opisem? Ale jak już mówiłam, to tylko jej słowa.
-Przesuńcie się-Jęknęłam cicho, miejąc nadzieje że zrobią to bez dodawania żadnego komentarza który prowadziłby do dyskusji. Marzenia.
-Oh wybacz, mówiłaś coś?-Spytała wymalowana blondyna przez wymuszony śmiech. Przepchnęłam się między nią a chłopakiem z lokami, popychając ich na boki.-Obczajcie jej ciuchy.-Dodała mierząc mnie wzrokiem.
-Dziewczyna ubierająca się jak prostytutka nie powinna komentować stroju innych.-Odgryzłam się, nurkując głową w szafce w poszukiwaniu potrzebnych zeszytów.
-Za kogo ty się uważasz? Jesteś nikim w porównaniu do nas. Szkoda mi twojej mamy, mieć takie nieudane dzieci. Jaki to musiał być ból. Chyba że sama jest taka jak wy, to by dość wiele tłumaczyło.-Harry powiedział ciszej by stojąca blisko nauczycielka pilnująca spokoju na korytarzu go nie usłyszała.
-Yeah. Jestem pewna że ten tekst zaimponował twoim przyjaciołom.-Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę pierwszej klasy, w której miałam biologie. Za sobą słyszałam kilka chamskich komentarzy które nie były warte mojej uwagi więc darowałam sobie odwracanie się za siebie. Pod klasą pani Lynch dostałam się na równo z dzwonkiem, przez co byłam pierwsza w środku. Wyciągnęłam wszystkie zeszyty i ołówek co było właściwie rutyną. Coś mówiło mi żeby sprawdzić telefon, ale jak na złość nie było go w torbie co mnie zdziwiło bo dobrze pamiętałam że rano był w bocznej kieszeni. Mimo tego nie chciałam opuścić dzisiejszej lekcji iż temat wydawał się być ciekawy, co było rzadkością. Ostatni, spóźnieni jak zawsze byli panowie popularni, Zayn Malik i Harry Styles we własnych osobach którzy zajęli miejsce za mną bo wszystkie inne  były zajęte przez innych uczniów.
Czyli bóg już totalnie mnie nie kocha.

                                                                     ***
W końcu, koniec 6 lekcji. Jak zwykle z klasy wyszłam jako ostatnia. W planach miałam udać się do szkolnej recepcji sprawdzić się czy mój telefon już tam na mnie nie czekał, ale nie miałam szansy ponieważ kiedy tylko wyszłam poza klasę, przed oczami ukazały mi się setki zdjęć. Moich. Prywatnych. Zdjęć. Przykładowo, zdjęcie w samym szlafroku, zdjęcie gdzie całujemy się z Amy, to na którym się obmacujemy dla żartów, znalazło się też takie w samej bieliźnie ale to i tak 1/4 kompromitujących zdjęć wiszących na ścianach i szafkach budynku. Dokładnie każda para oczu uczniów skierowana była w moją stronę. 
Było chyba oczywiste kto wpadł na tak oryginalny i kochany pomysł. Perold i jej magiczni przyjaciele. Kiedy zajęta byłam szukaniem zeszytów, jedno z nich musiało grzebać mi w torebce. Tak, to by się składało w całość.
Nie musiałam ich szukać bo jak zawsze siedzieli na swoim miejscu, przy oknie z widokiem na szkolny dziedziniec. Wzięłam szybki oddech i z kamienną twarzą podeszłam bliżej nich, ignorując pytania i śmiechy osób które omijałam.
-Dopiero 14 Grudnia a wy już dekorujecie szkołę na święta moimi zdjęciami? Nie powiem robi wrażenie.-Zaklaskałam spokojnie rozglądając się po brzoskwiniowych ścianach.
-Hah, nie zaprzeczę że zdjęcia są przecudowne, ale przykro nam, niestety nie mamy pojęcia o co nas oskarżasz-Odezwała się ' najlepsza psiapsióła ' Perrie, kolejna szkolna piękność - Eleanor.
-Piękne zdolności aktorskie. Telefon.-Wyciągnęłam rękę w stronę Zayna, po tym kiedy zauważyłam w jego kieszeni obudowę IPhona.
-Ale jaki telefon?-Zaśmiał się głupkowato, a w odpowiedzi ja wywróciłam oczami. Na pewno bym się go nie doczekała gdyby nie Melody która pojawiła się znikąd, wyrywając mulatowi telefon z kieszeni.
-EJ!-Krzyknął tępo.
-Srej.-Syknęła oddając mi co należało do mnie.
-Nie skończyłam z tobą rozmawiać suko. ŻAL.-Wyskoczyła blondynka ciągnąc mnie z całej siły za włosy do tyłu kiedy chciałam odejść.
-Spokojnie Perruniu, oddychaj!-Eleanor wstała w pośpiechu i zaczęła obejmować ramie dziewczyny.
-Żal mówisz...Hm mi również jest ciebie szkoda. Masz jakiś powód do bycia tak chamską? To obrzydliwe-Zadałam pytanie retorycznie-No właśnie.-Sama na nie odpowiedziałam widząc jak próbuje się wysilić.-Nikomu nie zaimponujecie. Wręcz przeciwnie, ale gratuluje pomysłu i kreatywności. Przykro tylko że dyrektorka nie wydaje się zachwycona-Stwierdziłam patrząc w stronę Pani McMaster rozmawiającą z jedną z woźnych, widocznie o całej sytuacji.
-Styles, Edwards, Malik i Calder. Zapraszam!!!-Krzyknęła na cały korytarz co wywołało u mnie lekki dreszczyk.
Oni znikneli w gabinecie dyrektorki, reszta nadal oglądała zdjęcia w ciszy, szeptając coś pod nosami. Melody poklepała mnie w plecy by choć trochę dodać mi otuchy. Bez skutku. Przeprosiłam ją i ze spuszczoną głową poszłam do toalety gdzie zamknęłam się w kabinie i usiadłam na desce klozetowej. Nie mogę powiedzieć że to co zrobili zupełnie mnie nie ruszyło, bo było odwrotnie. Ale pokazując to zostałabym wyśmiana. A do tego nie przywykłam. Miałam pokazać że im sie udało? Po policzku spłnyneła mi ciepła, pojedyncza łza. Nie protestując pozwoliłam spokojnie uwolnić się reszcie. Nogi oparłam o ścianę kabiny i pozwoliłam myślą zapełnić moją głowę. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nie teraz kiedy moje prywatne zdjęcia widniały w całej szkole. Przed innymi potrafię udawać niezależną, ukrywać emocje co przydaje się w takich momentach jak ten. Można powiedzieć że to jakaś forma obrony lub maski, jak kto woli. Teraz wiecie jacy są ci 'fajni' w mojej szkole. Dużo osób próbują skompromitować, każdego dnia, niefortunnie jestem jedną z nich.

Jeju, totalne dno. W głowie wydawało się fajne. Ale z drugiej strony mam nadzieje że nie skreślicie tego bloga przez ten jeden rozdział, myślę że z czasem opowiadanie się rozkręci, w dodatku nie pisałam odowiadania od kilku miesięcy. No i wiem że długi to ten rozdział nie jest, ale długo myślałam jak zacząć tego bloga. Mam nadzieje że podjęłam dobrą decyzje, gosh. Lets pray. Byłoby mi bardzo miło gdybyście zostawili po sobie komentarz, nie wiem czy jest sens w pisaniu dla siebie :) Pe es, wybaczcie mi błędy. Loffki & kisski!